Przesądzenie charakteru prawnego umowy często jest decydujące dla ustalenia właściwego terminu przedawnienia roszczeń. Na tym właśnie tle Sąd Okręgowy w Bydgoszczy rozważał w wyroku z 8 lutego 2017 r. (VIII Ga 246/16) klasyfikację umowy dotyczącej tworzenia i utrzymania strony internetowej, dochodząc do dosyć nieoczekiwanych wniosków.

****

Tło faktyczne

Niedawny wyrok Sądu Okręgowego w Bydgoszczy z dnia 8 lutego 2017 r. VIII Ga 246/16 zapadł na tle sporu o zapłatę pomiędzy dostawczynią usługi B2B polegającej na umożliwieniu w serwisie internetowym tworzenia przez klientów-przedsiębiorców stron internetowych, a następnie świadczenia dla nich usług utrzymywania oraz pozycjonowania tych stron w wynikach wyszukiwarek internetowych. Za takie samodzielne wytworzenie strony internetowej oraz wspomniane utrzymanie i pozycjonowanie strony przez operatorkę serwisu, pobierana była opłata.

Kluczowe dla sprawy okazało się ustalenie właściwego terminu przedawnienia roszczeń z umowy obejmującej opisany powyżej zakres usług. Powódka-usługodawczyni dowodziła, że powinien on być 3-letni, zgodnie z zasadą obowiązującą w stosunkach między przedsiębiorcami (art. 118 k.c.). Według klienta termin ten powinien wynosić 2 lata, zgodnie z przepisami o zleceniu, stosowanymi odpowiednio do umowy o świadczenie usług (art. 750, 751 k.c.), którą jest umowa między stronami.

Sporna kwalifikacja prawna umowy

Strony w postępowaniu przerzucały się argumentami za różnym charakterem prawnym umowy. Klient, dowodząc, że przedawnienie roszczeń właścicielki serwisu internetowego powinno nastąpić po 2 latach, argumentował, że między nim a powódką mogła zostać zawarta jedynie umowa o świadczenie usług, do której odpowiednio stosuje się przepisy o zleceniu. Konkretnie, umowa ta miała dotyczyć usługi związanej z umieszczeniem treści reklamowej przez operatorkę serwisu, ponieważ do tego, zdaniem klienta sprowadzało się pozycjonowanie strony.

Według właścicielki serwisu umożliwiającego tworzenie stron internetowych, z klientem łączyła ją umowa najmu oprogramowania, a co za tym idzie związane z nią roszczenia powinny przedawniać się z upływem 3 lat. Powódka argumentowała, że należy taki wniosek wywodzić z faktu, iż udzieliła ona klientowi licencji na używanie oprogramowania do tworzenia stron internetowych. Według niej zakres korzystania przez klienta z serwisu internetowego (programu powódki) wyczerpał warunki licencji, czy jak to ujął Sąd Rejonowy, najmu programu komputerowego. Uznała ona, że udzielenie przez twórcę zezwolenia na korzystanie z utworu sprowadza się w zasadzie do jego najmu. Jej zdaniem zawarta przez strony umowa nie miała charakteru umowy o świadczenie usług, gdyż sama powódka nie tworzyła stron internetowych, a robili to samodzielnie użytkownicy, używając udostępnionego im oprogramowania. Tym samym, zdaniem usługodawcy usługa powódki sprowadzała się głównie do udzielenia licencji / usługi najmu oprogramowania.

Niezależnie od powyższego, umowa objęta sporem powinna zostać uznana również za umowę utrzymania domeny internetowej i hostingu dla której właściwy jest 3-letni termin przedawnienia roszczeń, na co wskazuje uchwała Sądu Najwyższego z dnia 22 listopada 2007 r., III CZP 109/07: „Roszczenie o wynagrodzenie wynikające z umowy o rejestrację i utrzymanie domeny internetowej przedawnia się po upływie terminów przewidzianych w art. 118 k.c.

Umowa nienazwana, rządząca się własnymi prawami

Sąd Okręgowy nie zgodził się z żadnym z argumentów stron. W przytoczonym wcześniej wyroku sąd uznał, że umowa powinna być zakwalifikowana do umów starannego działania, odmawiając jednocześnie uznania umowy za umowę zlecenia z uwagi na brak wykonywania świadczenia w oparciu o zaufanie. Zakwestionowana została również możliwość przyjęcia, że mamy do czynienia z umową najmu, gdyż jej cechą jest fizyczne wydanie rzeczy, a program komputerowy udostępniony do korzystania poprzez Internet nie jest rzeczą. Zdaniem Sądu Okręgowego sporna umowa nie dotyczyła także sprzedaży i utrzymania domeny internetowej i hostingu, gdyż abonentem domeny pozostawała właścicielka serwisu. Ponadto, sąd uznał, że usługa pozycjonowania strony nie może być uznana za emisję reklamy, gdyż stanowi jedynie umożliwienie użytkownikom Internetu otwarcia strony www, co nie jest efektem działań operatorki serwisu. Ostatecznie sąd określił umowę zawartą między stronami jako umowę nienazwaną i nie dopuścił możliwości jej uznania za umowę o świadczenie usług, do której zastosowanie będą miały przepisy kodeksu cywilnego dotyczące zlecenia, a wraz z nimi 2-letni termin przedawnienia roszczeń.

Wniosek ten jest o tyle nieoczekiwany, że w dotychczasowej praktyce rozstrzygania sporów związanych z umowami na usługi IT przeważnie sądy przyjmowały, że stosunkiem prawnym jaki łączy strony jest umowa o świadczenie usług. Wątpliwości budzi również stanowisko sądu, że umowa nie dotyczy hostingu – wydaje się bowiem, że utrzymywanie strony stworzonej przez lub dla kontrahenta w swojej domenie mieści się w definicji hostingu.

Ciekawe jest również zagadnienie najmu oprogramowania, poruszone przez sąd i zastosowana argumentacja, całkowicie sprzeciwiająca się możliwości uznania usługi za najem oprogramowania. Sąd uznał, że brak fizycznego wydania rzeczy wyklucza przyjęcie, że usługa dotycząca oprogramowania stanowi najem. Obecnie niewątpliwie kwestia tego, czy pojęcie najmu w przypadku oprogramowania powinno być ograniczone jedynie do jego fizycznych egzemplarzy, czy też obejmować odpłatne korzystanie z oprogramowania niepowiązanego z nośnikiem, jest uznawana za wysoce problematyczną i nie panuje co do niej zgoda w doktrynie – szczególnie europejskiej, lecz również rodzimej. Zwłaszcza w podejściu orzecznictwa UE zauważalne jest odrywanie się oprogramowania od jego fizycznego nośnika[1]. Powyższe względy przemawiają za potrzebą stosowania tradycyjnych pojęć prawa cywilnego oraz autorskiego w przypadku obrotu oprogramowaniem w sposób przemyślany i wyważony, taki który podąża za specyfiką „utworu”, jakim jest oprogramowanie i sposobów korzystania z niego. Nie powinno się to odbywać z automatyzmem opierającym się na ufności w utarte i ustalone poglądy na konstrukcje prawne.

Waga treści umowy

Problem charakteru prawnego umów z zakresu IT (omawiany na naszym blogu) regularnie powraca w aktualnym orzecznictwie i jest rozstrzygany w sposób różnorodny przez sądy, co dowodzi przede wszystkim dwóch kwestii:

  1. nieuniknionej anachroniczności obowiązujących przepisów, w szczególności kodeksu cywilnego, które z jednej strony wymuszają w niektórych przypadkach swoje zastosowanie, a z drugiej są trudne do zastosowania do wielu sytuacji dynamicznie rozwijającego się obrotu gospodarczego, szczególnie w zakresie nowych technologii, co prowadzi do niepewności prawa;
  2. potrzeby precyzyjnego i świadomego określenia w umowie konsensusu pomiędzy jej stronami, zostawiającego możliwie mało miejsca na interpretację i wykładnię czynioną przez sądy.

Powyższe wnioski mają dużą doniosłość, pomimo swojej pozornej oczywistości. Nie da się przecenić wagi precyzyjnie (co nie oznacza obszernie) skonstruowanej umowy dla niwelowania ryzyk i niewiadomych związanych z wykonywaną działalnością stron.

Jest to dobra praktyka w zakresie obrotu prawnego w ogóle, jednak ma znaczenie szczególnie w odniesieniu do nowych rodzajów świadczeń występujących na rynku, których interpretacja co do ich charakteru prawnego jeszcze się nie ugruntowała. Przesądzenie pewnych kluczowych kwestii w umowie, w granicach dozwolonych prawem, może pozwolić uniknąć niewiadomych w razie powstania sporu.


[1] Wyrok TSUE z dnia 3 lipca 2012 r., C-128/11 UsedSoft – w którym Trybunał orzekł o wyczerpaniu prawa do egzemplarza oprogramowania także w odniesieniu do jego rozpowszechniania w oderwaniu od fizycznych nośników.